architektura.net article



[a] Joanna Piotrowicz
Izba czy Kolonia Architektów ?



    Unia Europejska gwarantuje obywatelom państw członkowskich prawo swobodnego wykonywania zawodu. Jednak wykonywanie niektórych zawodów np. lekarza, adwokata czy architekta wymaga uzyskania odpowiednich uprawnień.

Aby przedstawiciele tych zawodów mogli uprawiać swoje profesje w krajach Unii, państwa członkowskie postanowiły wzajemnie uznawać tytuły zawodowe. W przypadku architektów, o tym kto może używać tego tytułu zawodowego, członkowie Unii postanowili w dyrektywie nr 85/384/EEC, w której poinformowali się wzajemnie o systemach edukacji i praktyk zawodowych, niezbędnych dla uzyskania tytułu architekta i uprawnień zawodowych w poszczególnych krajach Unii. Dyrektywa dopuszcza także możliwość tworzenia instytucji zajmujących się prowadzeniem rejestru architektów, wydawaniem uprawnień zawodowych, itp. pod warunkiem jednak, że nie będą w jakimkolwiek stopniu ograniczać swobody wykonywania zawodu.

Powołując do życia ustawę o samorządach zawodowych architektów, inżynierów budownictwa i urbanistów Polska poszła znacznie dalej, co nie oznacza, że do przodu. Zdaniem prezesa Krajowej Rady Izby Architektów Kazimierza Ferenca, ustawa podwyższa standard dopuszczenia do wykonywania zawodu. W przekonaniu zaś wielu bardziej w dzisiejszych realiach szkodzi niż pomaga, bardziej odpowiada systemowi cechowemu niż nowoczesnemu prawu.



    Oto bowiem, architekt, który chce wykonywać zawód musi należeć do Izby i płacić z tego tytułu składki. W zamian Izba, zgodnie ze statutem, zamierza dbać o rozwój i ochronę zawodu architekta, działać na rzecz ochrony tytułu architekta - członka izby oraz dążyć do wykonywania zawodu przez swoich członków na poziomie odpowiadającym międzynarodowym standardom. Ustawa o samorządzie nie odbiera architektowi wcześniej nabytych uprawnień zawodowych, ale też ich w żadnej mierze nie poszerza. Jego pozycja zawodowa nie zmienia się. Widać więc, że to co prezes Izby nazywa podwyższeniem standardu dopuszczenia do zawodu sprowadza się do obowiązku świadczenia składek, co porównać można do płacenia haraczu za prawo wykonywania zawodu, czego architekt nie musiał robić zanim nie wymyślono Izby. Obowiązkowe "podwyższenie standardu" kosztuje dzisiaj 50 zł miesięcznie - prawie 5% średniego wynagrodzenia w Polsce i 10% najniższego wynagrodzenia netto, za które architekci najczęściej zatrudniani są przez pracodawców.



    Dlaczego zatem rząd R.P., realizujący program "Przedsiębiorczość - Rozwój - Praca", który ma zachęcać do rozwijania działalności gospodarczej zapomniał o architektach? Dlaczego dopuszcza by ustawa - "pamiątka" po poprzedniej ekipie rządzącej - tak jaskrawie był sprzeczna z celami jakie chce osiągnąć. Nie trzeba chyba udowadniać, że dokładanie ciężarów w postaci składek podnosi koszty działalności i nie sprzyja tworzeniu miejsc pracy, tym bardziej w grupie zawodowej dotkniętej bezrobociem o jednym z najwyższych wskaźników.

Trzeba wiedzieć, że Izba ma prawo uchwalić składkę miesięczną znacznie wyższą, np. 5 000,00 zł. Kto może być zainteresowany tak wysoką składką i kogo na nią stać? Ano, np. architektów obsługujących zagraniczne inwestycje w Polsce albo takich, którzy są jednocześnie deweloperami. Już teraz, w pewnych okręgach próbowano przeforsować składkę 1.000,00 zł. Gdyby tak się stało, wielka rzesza architektów odeszłaby z zawodu, gdyż nie mogłaby sprostać statutowemu obowiązkowi opłacania składek. I o to niektórym chodziło.

Innym, kuriozalnym i sprzecznym z art..65 Konstytucji pomysłem Izby jest cennik wynagrodzeń minimalnych za prace projektowe, usługi architektoniczne i inwestycyjne, który ma być przez architektów przestrzegany i stosowany.

Tak więc, architekt za projekt domu o pow. ok. 200 m.kw. będzie musiał zażądać od klienta, jeśli nie chce narazić się Izbie, nawet 21.000,00 zł. Obowiązek ten dotyczy jednak wyłącznie architektów wykonujących zawód na własny rachunek. Nie dotyczy natomiast tych, którzy zatrudnieni są w firmach projektowych nie będących własnością architektów. Tam bowiem cenę za projekt ustali i umowę z klientem podpisze właściciel firmy, który aby prowadzić działalność nie musi należeć do Izby, stąd nie obowiązują go ceny minimalne.

"Dzięki" cennikom Izby, sprzedaż projektów nie wzrośnie u niezależnych architektów, ale u pośredników, sprzedających projekty domów po ok. 1000,00zł.



    Widać więc, że członkowie Izby pod rządami tego samego statutu dzielić się będą na dwie kategorie -tych, którzy działają na własny rachunek i muszą przestrzegać cen minimalnych i tych, którzy takiego obowiązku nie mają, a więc mogą oferować za pośrednictwem zatrudniających firm ceny konkurencyjne, czyli niższe. I jak w tej sytuacji, bez naruszania konstytucyjnych swobód obywatelskich, Izba zamierza realizować statutowy cel, a mianowicie przeciwdziałanie zjawisku nieuczciwej konkurencji? W tym świetle inny statutowy cel Izby: działanie na rzecz ochrony tytułu architekta - członka izby i dążenie do uzyskania niezależności zawodu architekta jako zawodu zaufania publicznego, staję się nic nie znaczącym frazesem, gdyż architekci "zależni" (zatrudnieni) będą mieli na rynku usług większe szanse na pracę i wynagrodzenie niż ich koledzy "niezależni".

    Ustawa, ani przepisy wewnętrzne Izby Architektów nie regulują też kwestii ewentualnego łączenia odpowiedzialnych stanowisk w Izbie ze stanowiskami w administracji publicznej. I tak na przykład, architekt miejski, który ma wpływ na przebieg przetargu publicznego na wykonanie opracowania projektowego, jako funkcjonariusz Izby spowoduje, że zainteresowany przetargiem architekt nie otrzyma na czas zaświadczenia o członkowstwie w Izbie (dokumentującego prawo do wykonywania zawodu), co uniemożliwi wzięcie jego oferty pod uwagę. Architekt miejski sam nie może wykonywać zawodu, ale jak widać może mieć wpływ na to kto otrzyma zlecenie publiczne, teraz z pewnością za znacznie wyższą cenę, gdyż odpowiadać musi cennikowi cen minimalnych. Oczywiście, pokrzywdzony może zwrócić się do sądu z pozwem przeciwko Izbie o odszkodowanie. Jeśli wygra - w naszych realiach po minimum dwóch, trzech latach - otrzyma odszkodowanie od Izby, wypłacone ze składek członkowskich.

I tu pojawia się istotny, aczkolwiek zupełnie pominięty w ustawie problem odpowiedzialności funkcjonariuszy Izby za podjęte działania czy zaniechania. Wydaje się, że rozstrzyganie takich spraw na zasadach ogólnych, w sytuacji obowiązkowej przynależności do Izby, nie daje członkom wystarczającej ochrony. Pamiętać trzeba, że błędne decyzje, które mogą mieć dramatyczny wymiar i przynieść skutki nie do odwrócenia, w stosunku do architektów podejmują ich koledzy po fachu, będący przecież najczęściej konkurentami na rynku usług projektowych. A utracić prawo wykonywania zawodu nie jest trudno. Wystarczy nie wpłacić na czas comiesięcznej składki, bądź uchybić którejś z uchwał organów Izby (dla porównania; adwokata można pozbawić prawa wykonywania zawodu, czyli skreślić z listy członków izby adwokackiej po prawomocnym wyroku Sądu Powszechnego).

Często przekonujemy się, że jakość stanowienia prawa w Polsce jest niska. Wydaje się, że jego ulubioną właściwością jest trzymanie się z daleka od ducha sprawiedliwości społecznej. Przykładem takiego prawa jest wspomniana tu ustawa o samorządzie architektów. Nie uprawiamy tu czarnowidztwa, wspomniane przykłady patologicznych przecież zjawisk dały o sobie znać już z rozpoczęciem działalności Izby. Z czasem ich katalog może się znacznie poszerzyć.



    Kto więc skorzysta z faktu powstania Izby. Głównie jej prominenci i działacze "robiący" w architekturze, których wpływowe lobby zdołało przekonać parlamentarzystów do obecnego kształtu ustawy. Policzmy: 12 tyś architektów x 50 zł x 12 m-cy daje 7 mln 200 tyś zł rocznie - na początek.

Póki co, za pracę w Izbach funkcjonariusze nie biorą wynagrodzenia. Jeśli założyć, że koszty utrzymania okręgowego biura izby wynoszą - nie bądźmy skąpi - 5 tyś m-cznie czyli 60 tyś. rocznie, to razem 17 biur okręgowych kosztować będzie rocznie 1 mln 20 tyś. zł. Na co prominenci izby przeznaczą pozostałe 6 mln 180 tyś.zł !? Niewątpliwie jest to kwota, o którą zapłacą inwestorzy o tyle może zmniejszć się ich kapitał inwestycyjny.

Wzbierająca w środowisku architektów fala krytyki pod adresem Izby jak i ustawy o samorządzie architektów znalazła swoje odzwierciedlenie w gorących dyskusjach prowadzonych przez przeciwników Izby z jej apologetami na internetowej stronie forum dyskusyjnego SARP - Stowarzyszenia Architektów Polskich. Krytyka, poparta niejednokrotnie głęboką analizą prawną, stała się dla władz Izby zbyt celna, a przez to nie do zniesienia, dlatego też zdecydowano o zamknięciu forum. Tę kompromitującą decyzję, rodem z minionej, epoki, podjęła nie Izba, lecz naczelne władze SARP-u, które uznały, że forum dyskusyjne zagraża dobru architektury i architektów.

Jaka Izba Architektów jest, każdy teraz widzi.